|
|
|
|
Beata Wołoszyn
|
|
korespondencja
ja-strun
dotykam często
tu-wim
ale
poza tym niewiele
her-bert
jaki pan taki kram
prus
naciskam cyngiel
miriam
wskaże mi drogę nad staff
tam wyciszyć się mogę
gdy
ciemna noc nad stachurą
Jeremi Przybora, Leonard Cohen, Grzegorz Ciechowski - Ci trzej panowie przede wszystkim ale o tych poetach nie potrafię w tak krótkich
słowach; poświęcam im osobną stronę
Leopold Staff za to, że
dzięki niemu nigdy nie zastanawiałam się nad epitafium; wiersz „Wyszedłem
szukać...” jest niczym moje motto już od 10. roku życia; nawet czasami śpiewam ten wiersz, bo to
także mój życiowy hymn; Staff to poeta kochający Boga i ludzi; bliski mi wieczny pielgrzym;
a zaczęło się tak zwyczajnie,
z podręcznika programowego do nauki języka polskiego...
za
każdym razem, gdy jestem w Warszawie,
obowiązkowo odwiedzam cmentarze a tam wszystkich dla mnie ważnych, cenionych i lubianych; nie wszyscy oni spoczywają na
Powązkach, Leopold Staff tak
Halina Poświatowska za to, że pochodzi z Częstochowy (bo na pewno nie ze
względu na moje sukcesy literackie w
corocznym konkursie im. Haliny Poświatowskiej, w którym biorę udział i ciągle
żadnej nagrody !); a serio... cóż, jak
zawsze ciekawą poezję kształtuje życie, nie zawsze najłatwiejsze; esencja kruchości
w
wielu miastach są ławeczki ze znanymi postaciami; w Częstochowie mogłam przysiąść się na
chwilę do pani Poświatowskiej, której ławeczka stoi przy Al. Najświętszej Maryi Panny; w Częstochowie
jest także Muzeum Haliny Poświatowskiej oraz izba pamięci poetki
Wisława Szymborska za to, że dzięki poetce dostrzegam jak wielką cnotą
jest niepospolita jedność: połączenie skromności,
przekory, ironii, dowcipu, dystansu i szacunku; i za poezję nie do końca kobiecą
z tym zdjęciem łączy się cała opowieść,
ale postaram się w telegraficznym skrócie;
wrzesień 2005, urlop, zwiedzanie Krakowa, plakat w bocznej uliczce
Kazimierza i radość przemieszana z niedowierzaniem; wieczór, Synagoga Tempel,
wstęp tylko dla zaproszonych gości; w świątyni skłamałam, nie żądano
dokumentów, więc na tę jedną chwilę byłam słuchaczem na wydziale filologii polskiej (tylko w taki sposób mogłam
wejść) i szaleńczo pragnęłam być na tym
wieczorze autorskim z udziałem pani Szymborskiej; opłaciłam bilet studencki i
bez gwarancji, że gdziekolwiek stanę, coś zobaczę i usłyszę, wpłynęłam z
falą (tłumy ludzi !) do wnętrza przepięknej
Synagogi Tempel; a tam nieprawdopodobna plejada poetów ! to moje jedyne zdjęcie jest namacalnym dowodem i cenną
pamiątką tego niezapomnianego
wydarzenia z 14.września 2005:
" Wzdłuż granicy
polsko-amerykańskiej: poezja dzisiaj - dyskusja z udziałem Adama Zagajewskiego,
Edwarda Hirscha, Clare Cavanagh i Yusefa Komunyakaa. (Muzeum Galicja) oraz
Czytanie poezji z udziałem Wisławy Szymborskiej, Ryszarda Krynickiego, Edwarda
Hirscha, Yusefa Komunyakaa, Bronisława Maja, Adama Zagajewskiego - prowadzenie
Jerzy Illg - przy muzyce Muniak Jazz Quartet. (Synagoga Tempel")
źródło cytatu http://gilling.info/krakow-2005-09-14/ - warto tu zajrzeć, jest
bogata galeria zdjęć
Jan Wołek - poeta, malarz, prozaik, kompozytor,
tekściarz...przyjaciel Grzegorza Ciechowskiego (co akurat w moim
przypadku ma ogromne znaczenie)
to moja długa historia, ale nie nudna;
jeszcze z czasów szkoły podstawowej i jak to bywa w Świnoujściu, pierwsze skojarzenia wiążą się z koncertami
na FAM-ie; a także z późniejszymi spotkaniami w EMPiK-u, gdzie pani Urszula
Kapusta nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak,
mnożyła gwiazdy naszej polskiej sceny i estrady (za co jestem jej
ogromnie wdzięczna, jako odbiorca i widz), goszcząc je w sali przy Placu
Wolności, gdzie dzisiaj mieści się kawiarnia "Sonata" i sklepy;
osobiste spotkanie z Janem Wołkiem dotknęło mnie delikatniej niż jego
poezja; nie wiem, jaki dzisiaj jest Jan Wołek, ale dawniej nie był na pewno
osobą "rozgadaną" (przynajmniej w stosunku do mnie:) , a ja będąc osobą nieśmiałą i odrobinę przerażoną
podobno "obmierzłym stosunkiem" poety do osób "namolnych",
ze zwykłej ostrożności nie zadawałam wielu pytań; ograniczyłam się - przy pierwszym spotkaniu
- do podarowania małego białego misia z czerwoną kokardką (jak widać naprawdę
byłam wówczas nastolatkiem !) i poproszenia o autograf w nieodżałowanej książce
pt. "Na wskutek niestrawności" (nieodżałowanej, gdyż jeden z
kolegów pożyczył ją ode mnie jak się
okazało "na zawsze"); natomiast drugie spotkanie było już bogatsze w słowa, ja odważniejsza (tak zwana dorosła)
i świeżo po lekturze prozy pt.
"Po" ; jestem wdzięczna
poecie za jego "obmierzłość" (bo dzisiaj to rozumiem i odczytuję
inaczej) oraz szczególnie za dwa
zdania: jedno wypowiedziane do widowni przed recitalem w EMPiK-u (cyt.) "nikt nie lubi świadków
swojego upadku" (bo to 100 procent prawdy w prawdzie) oraz drugie
zawarte w wierszu "Niż" (cyt.) "ale ja trzymam się ciebie
jak drzewo mchu, paktując o skrzydła z aniołem
za ten wiersz co się legnie na kacim pniu po trzykroć łamany kołem"
; trzymałam się wtedy kurczowo
pewnej osoby, ale anioł wygrał skrzydła, za to do dzisiaj trzymam się
poezji Jana Wołka; precyzja i sens
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|