ktoś dał znak
latarni morskiej
słabe światło
niemożliwe
lusterkiem
znów
ktoś mignął
zamyślony
słońce
nieskończone
promień
strawy dla spragnionych
Ziemian
pochyl się
a usłyszysz przeliczanie ziaren
spis z natury
kiedy palce
skrupulatne
przesypują
ciepły piasek
ospale
potem
nagłe przebudzenie
rozdeptana kruchość
ból i poraniona skóra
to domy małż i
ostryg
przeznaczone do
rozbiórki
pikietują
rozedrgane
doniesieniem
galaretki
problem jest parzący
ale oto
pieśni poławiacze
ulubieńcy scen
podwodnych
muszle
zapraszają na
festiwal
a tam
r o z g w i a z d o
z b i ó r !
tylko sławne
i bogate
ryb
ławice
a na plaży
zmierzch
i zagłębienia
po foremkach
ludzkich ciał
chłód i spokój
podświetlone
pełnią
fale
ubijają
lekką
piankę
gdy
na finał
tańczy Neptun z gwiazdami
|
kurort
mewy jeszcze nie śpią
m o l o
krótkie jak etiuda
kurczy się
i chowa głowę w piasek
m u s z l a
malowana lala
w deszczu
koncertowo rozmazana
b i a ł y p a m i ę t n i k
na jednej nodze
gdy przypływ
po kolano w wodzie
(na nic skrzydła)
f a l o c h r o n
kamienny niewzruszony
choć
dziewicza
głębia
od lat u jego stóp
wracam
choć nastroszone chodniki nie
zapraszają
późne popołudnie
już blisko
mewy kołują nad wysypiskiem
litania batalistyczna
oszalałam !
pokochałam cię
mój świat runął
i choć
ze zgliszcz się podnoszę
drżąc agonalnym nerwem
zbliżam się do ciebie – znikający punkcie
ufam ci – złudna fatamorgano
pragnę cię – zakazany owocu
dotykam cię – astralne ciało
czerpię z ciebie – wyschnięte źródło
z rozpalonym sercem na dłoni - odbezpieczonym
granatem w ręku
dziś
kocham cię wszystkim
co ze mnie zostało
rewizja
czyli sposób na przyrządzenie ideału
zedrzyj ze mnie agresję
i kolczaste ciernie myśli
ukarz moje rachityczne strefy
za to
że szpiegują
poza stanem samotności
wyszarp ze mnie
najgłębiej skryte pokłady
wyobraźni
zagraj
na najbardziej rozedrganych
nerwach
i uśmiechnij się
a odzyska moc
najmarniejszy wiersz
|
koło życia
był koniec lat
siedemdziesiątych
kiedy to
nad brzegiem
morza
spotkał mnie
pewien Eskimos
i rzekł
dziękuję
naukowcom
bo to oni
odkryli
że dobrze się
odżywiam
i nigdy nie
umrę
i dodał
zachowałem tę
tajemnicę do dziś
lecz
nie mogę zabrać
jej do grobu
co wpędza mnie
w głęboką
depresję
zwiększyłem
więc porcję tłustej ryby
do trzech razy
w tygodniu
i to był błąd
dopadła mnie
hiperwitaminoza
która
zniszczyła nieskazitelnie
gładką dotąd skórę
ale
uratowały mnie
łzy aniołów
perłowy krem
odmłodził twarz
a proszek
opóźnił
starzenie
pozostały mi
jeszcze blizny
po trądziku
młodzieńczym
zanurkowałem
glonowa
maseczka
ocaliła mój
prestiż
a bakterie w
morskich głębinach
uwolniły
biogeny
teraz będę żył
wiecznie
oznajmił
to rzekłszy
odszedł w
kierunku brzegu
wsiadł do
swojej łodzi
i ruszył tam
skąd przybył
zamykając za
sobą
oceaniczne koło
życia
jej śmiech
to szelest liści
uganiających się za przechodniami
jej spontaniczność
jak biały szal
porzucony w błotnistym rowie
jej obecność
to igliwie
przyklejone do ciężkich butów
jej gościnność
jak otwarte ramiona
śmierci
lubię
patrzeć
gdy
odchodzi |